Berlin.

Miasto, które jednocześnie przeraża i zachwyca. Miasto jakich wiele, a jednak inne od pozostałych. Miasto, do którego uwielbiam wracać – Berlin.

Choć nie czuję się w nim, jak w domu, być może to za sprawą nie do końca zrozumiałego dla mnie języka, którym posługują się miejscowi, być może dlatego, że nie mogę wjechać do centrum swoim starym samochodem, a może dlatego, że jest tu tyle skrajności, których na pozór nie widać, to kocham to miasto. Na jednej ulicy znajdziemy przepiękne, odremontowane i warte kilka milionów euro kamienice, średniej klasy restauracje, a raczej te całkiem tanie, jak i również pustostany porośnięte chaszczami, w których urzędują narkomani. Witajcie w centrum Europy – witajcie w stolicy Niemiec – to XXI wiek i raczej do takich widoków należy się przyzwyczaić.

Za napisanie tego posta zabierałam się wielokrotnie na przestrzeni ostatnich LAT – TAK – LAT ! Nie będzie to post z serii „co gdzie i za ile”, ale jak zwykle trochę subiektywny, krótki i sentymentalny. Staram się jak mogę żeby czytanie urozmaicić poprzez wplatanie w tekst informacji szczegółowych. Jednak myślę, że podróż tam za każdym razem wygląda inaczej, a dla każdego z nas będzie znaczyła co innego więc pozwólcie, że przedstawię go tak, jak poprzednie miasta, czyli z mojej własnej perspektywy.

KIEDY POKOCHAŁAM BERLIN?

Pierwszy raz w Berlinie byłam w roku 2003 przy okazji podróży do Amsterdamu i wtedy załapałam się na jedną z ostatnich „Love Parade” organizowanych właśnie w tym mieście. To, co było dla mnie zaskoczeniem, oprócz samego widoku wielkiego miasta tak barwnie na ten czas przyozdobionego, to fakt, że ludzie byli dla siebie serdeczni, a na paradzie wieczornej rozmowy bardzo często odbywały się także w języku polskim. Spaliśmy wtedy pod namiotem, na prywatnej posesji szkoły tresury psów, do której zaprosili nas jej właściciele. Było bardzo przyjemnie i pomimo, że wtedy mieliśmy możliwość wyboru, bo nasi znajomi z Polski w licznej grupie mieszkali na kilku tamtejszych skłotach, to wybraliśmy niezależność blisko jednego z lotnisk, ponieważ to właśnie z tamtych rejonów mieliśmy za kilka dni ruszać dalej – do Amsterdamu – oczywiście dalej stopem. (wpis o Amsterdamie również postaram się tu umieścić, ale muszę do niego zeskanować zdjęcia – tak!)

Ponownie w Berlinie zawitałam w roku 2007 będąc w podróży do Maroka. Dojechaliśmy do Berlina późno, bo w Goerlitz przesiedliśmy się ze stopa na pociąg i to już tylko dlatego żeby zaoszczędzić czas. Na początku obecnego milenium, weekendowe bilety na DBahn (niemieckie pociągi) były <relatywnie> bardzo małym wydatkiem. Za dosłownie kilka euro grupa do 5 osób mogła podróżować po Niemczech bez ograniczeń od piątku do niedzieli (teraz chyba jest też opcja tygodniowa) na tzw. wochenende ticket. Przed nami był nocleg oraz cały następny dzień zwiedzania, ponieważ samolot do Madrytu mieliśmy dopiero za dwa dni z samego rana. Notabene była to moja pierwsza podróż samolotem i wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za tym nie przepadam, ale jednocześnie uzależnię się od latania;)

MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL PIWA (Internationalen Berliner Bierfestival).

W tej chwili wracam do Berlina głównie latem, często w okresie po festiwalu Pol’And’Rock (dawny Woodstock ♥ ), ponieważ zawsze składa się tak, że w niedzielę po festiwalu trwa jeszcze w Berlinie Międzynarodowy Festiwal Piwa, który z chęcią odwiedzamy, w sumie od 2011r. . Ciągnie się on od fontanny na Karl-Marx-Allee aż do stacji metra Frankfurter Tor. Ceny w tej chwili są niewiele wyższe, lub równe w porównaniu do tych, które spotkać można chociażby we wrocławskich pubach więc jeśli znajdziemy na festiwalu piwko, którego nie znamy lub które kochamy, to kupujemy je bez obaw o budżet. Bardzo dobrym rozwiązaniem są szkła festiwalowe, które w ubiegłym roku (sorry, rok pt. „pandemia” wypadł mi całkiem z głowy – ostatni raz na festiwalu byłam w 2019) kosztowały już 3 i 3,5 euro w zależności od kształtu. Dla posiadaczy takowych kubków piwa na stoiskach są zazwyczaj w cenie 2 euro za 0,2 lub 0,25l. Na festiwalu jest kilka scen muzycznych i stoiska gastronomiczne – dla zainteresowanych podaję stronę festiwalu, a tam znajdziecie wszystkie szczegóły: https://www.berlin.de/en/events/archive/2852713-5437163-international-berlin-beer-festival.en.html

DOJAZD.

To gdzie leży Berlin i jak do niego dojechać tajemnicą raczej nie jest. Ostatnio, po tym jak zobaczyłam pewną fotografię niemieckiego pejzażu, przypomniałam sobie, że post o Berlinie nigdy nie został przeze mnie opublikowany, choć jego zarys, a później już prawie gotowy tekst, wisiał w archiwum mojego bloga od, wspomnianych przeze mnie wcześniej, kilku lat. Przy tej okazji zaczęłam zastanawiać się nad bardzo prostą kwestią. Czy to droga do celu jest tak ekscytująca, czy sam cel, w postaci Berlina. Zaczęłam przypominać sobie momenty, w których to właśnie sama podróż do Niemiec była fascynująca, bez względu na to gdzie jechałam. Wiadomo, że apetyt rośnie i w miarę tych wyjazdów w ogóle, na dalszy plan zeszła trasa, bo tę chciałam pokonać po prostu w jak najkrótszym czasie. Mimo wszystko ja, podczas gdy nie jestem kierowcą, uwielbiam gapić się w okno na pola, które mijamy, na łąki i lasy, które dostrzec możemy po drodze. Podyktowane jest to także tym, że mam chorobę lokomocyjną i zwyczajnie muszę patrzeć daleko, szukając wzrokiem horyzontu, żeby teatralnie nie puścić pawia, jak to kiedyś miałam w zwyczaju. A droga jest piękna, choć różni się trochę w zależności od tego, z którego krańca Polski jedziemy i gdzie granicę przekraczamy. Czasem ten umowny stan rzeczy jest całkiem niezauważalny, a czasem informują nas o tym neony z reklamą kantorów, papierosów i alkoholu, z przydrożnych budek.

NOCLEGI.

Sytuacja z noclegami jest bardzo prosta i dotyczy chyba wszystkich większych miast w Europie. Jeśli chcecie przyjechać do Berlina w okresie trwania jakiejś imprezy typu Jarmark Bożonarodzeniowy albo np. podczas wakacji, to radzę rezerwować nocleg wcześniej, tym bardziej jeśli chcemy zapłacić za niego w miarę mało. Ja, z powodów oczywistych, nie zdradzę Wam tego gdzie nocuję w Berlinie, ale mogę powiedzieć, że jest to miejsce przyjazne ludziom i zwierzętom oraz, że nocleg tam kosztuje naprawdę niewiele 🙂 W Berlinie na szczęście nie brakuje hoteli czy propozycji z Airbnb, a dla bardziej wytrwałych i tych, którzy mają szczęście posiadać zieloną naklejkę na szybie 😉 darmowe parkingi w centrum stoją otworem:)

TRANSPORT.

Sieć komunikacji miejskiej w Berlinie jest bardzo rozbudowana. Po tym mieście jeżdżą także taksówki, ale ja z przyczyn oczywistych nigdy z nich nie korzystam. Po centrum Berlina można poruszać się na piechotę (co ja zazwyczaj czynię), ale nie polecam tego jeśli chcecie zobaczyć większość atrakcji w jeden dzień. Choć miasto jest piękne, to warto wypożyczyć przynajmniej rower, bo gwarantuję Wam, że większość czasu spędzicie na przemieszczaniu się pomiędzy atrakcjami więc jeśli macie go mało, to lepiej nie spędzać go na próżno. Bilety na komunikację do najtańszych nie należą (choć w sumie też nie są tak drogie jak np. w Genewie), ale miasto proponuje nam wiele opcji żeby zaoszczędzić, tj. bilety grupowe, strefowe, weekendowe. Odsyłam Was na stronę przewoźnika:

https://www.berlin.de/tourismus/infos/nahverkehr/

Pamiętam czasy, w których to po Berlinie można było jeździć na gapę, tzn. nie tyle co można było;), ale my tak robiliśmy 😀 Ryzyko było wtedy żadne, bo w najgorszym wypadku, kiedy przychodził ktoś, do kontroli biletów, to te bilety kupowaliśmy bez dodatkowych opłat u tej właśnie osoby. Najczęściej robiliśmy tak w pociągach, których trasy przebiegały przez centrum miasta, a że w certum ludzi było dużo, to nikt biletów nie sprawdzał lub odbywało się to bardzo rzadko 🙂 Będąc w Belinie po raz ostatni, czyli przed pandemią, stwierdziliśmy, że nie kupimy biletów na przystanku tylko będziemy ściemniać przez 4 przystanki w razie czego kupimy w biletomacie w tramwaju. Tu muszę Was przestrzec, bo biletomaty działają tylko na monety lub na aplikację (o czym my wiedzieliśmy rzecz jasna;) ). No i oczywiście, na następnym przystanku pojawiła się ekipa kontrolerów biletów. Mieliśmy wielkie szczęście i ja wiem, że to było dla mnie ostateczną przestrogą, bo Pan był tak miły, że pozwolił nam kupić bilety i pomógł w ogóle to zrobić żeby było szybciej, ale wtedy pomyślałam, że od tej pory na gapę po Belinie już jeździć nie będę:)

Tu mogę wtrącić jeszcze anegdotę dotyczącą tego jak takie kontrole wyglądają np. w Paryżu, bo to może Was zszokować. Tam, choć mniej więcej 1/3 osób ma mocne nerwy i przeskakuje przez bramki metra lub przykleja się innym do pleców (będąc naprawdę niezauważonym) i przechodzi z nimi (nami) przez wejście do metra, to ja kupuję bilet tygodniowy zawsze! Poza tym, że (dla mieszkańców Paryża za których ja również będąc tam się uważam) jest on tańszy od tego we Wrocławiu, a dotyczy także tych bardzo odległych od centrum stref, to ja nie mam na tyle silnych nerwów żeby dać sobie tam wypisać mandat. Dla przykładu, na niepozornej stacji metra nieopodal Filharmonii Paryskiej, czyli powiedzmy na XIX dzielnicy Paryża, kontrolerzy biletów mają wsparcie żandarmerii wojskowej i wygląda to mniej więcej tak, że tych, co sprawdzają bilety asystują inni – z karabinami. Kontrolerzy blokują nagle i w ilości ogromnej, wszystkie drogi, przejścia na schody ruchome, wyjścia z wind itp. – no wygląda to fatalnie – jak obława i uwierzcie mi, że nikt nie ma szans zostać niezauważonym. Co robią w tym momencie Ci, którzy będąc bardziej zwinnymi przy bramkach przemykają bez biletu ? Również próbują swoich sił uciekając przez kontrolą. To wgląda mniej więcej jak na filmach – plecaki rzucają im między nogami i odbijając się niczym najwybitniejsi „parkourowcy” od wszystkiego po kolei próbują przejść dalej. Nie polecam ani tego widoku, ani podejmowania samodzielnych prób ucieczki. Jeśli chodzi o wpuszczanie ludzi do metra „na swoich plecach”, to choćbyście nie chcieli, to kilka razy dziennie doświadczycie tego, a co najlepsze – zdecydowana większość z tych ludzi albo jeszcze Ci pomoże np. z bagażem czy biletem jak np. przyblokuje się bramka, to na koniec otrzymasz w podzięce, uroczo brzmiące „MERCI MADAME” (dziękuję pani) lub „MERCI MONSIEUR” (dziękuję panu), co rozwieje wszelkie Twoje wątpliwości ; )

JEDZENIE I PICIE.

Berlin to jedno wielkie picie i jedzenie. Nie w takim znaczeniu jak Paryż, bo nie mam tu na myśli wytwornych knajp i wina przy zachodzie słońca, chociaż Berlin to też zachody, ale przede wszystkim turecki kebab i piwo, dostępne razem dosłownie co kilka metrów – nie tylko w ścisłym centrum. Berlin stoi kebabem, a alkohol można tam pić na ulicy (lub już nie;) więc sprawdźcie to nim rozpoczniecie jego spożycie na świeżym powietrzu) prawie wszędzie, poza wyznaczonymi strefami typu parki czy skwerki, w pobliżu atrakcji, takich jak np. wieża radiowa Berliner Fernsehturm, na szczycie której znajduje się punkt widokowy. Nawiązuję do tego tematu, bo sama często zastanawiam się jak wygląda sytuacja jeśli chodzi o ceny w danym mieście, a kebab w Berlinie ma całkiem inne znaczenie. Przez kebeb mam na myśli uliczne jedzenie, które serwują najczęściej osoby z Turcji czy Pakistanu i robią to po mistrzowsku. Znajdziemy tam duży wybór wege posiłków, składających się z warzyw, robionych na miejscu sosów i pysznych serów halloumi, jak i również dań mięsnych za naprawdę bardzo przystępną cenę zaczynająca się już od 1,5 – 2,5 euro! do tego obowiązkowo piwo za 1,5-2,5 – zawsze w butelce, która niby nie ma kaucji liczonej w budce, ale zawsze miło robi się im jak butelkę odnosisz. Co ciekawe, na półce, jako przysmak dla miejscowych, zawsze znajduje się polskie Tyskie! 😉 Ja z powodów oczywistych, najczęściej wybieram Berlinera, choć i on nie należy nawet do tych piw ze średniej półki 🙂

KREUZBERG.

Jak myślę o innych miastach, to często przed oczami mam je całe, bez szczególnego zastanowienia nad ulubionym miejscem. Jeśli natomiast myślę o Berlinie, to najbardziej chcę mieć przed oczami Kreuzberg. Jest to dzielnica studencko-artystyczna, stanowiąca mekkę wszelkich wypadów na miasto. Ma swoje centrum, swoje parki, stacje metra i mosty. Tego nie da się opisać – to trzeba zobaczyć. To właśnie tu znajdziemy uczelnie i pobliskie im miejscówki, na których w ilości niezliczonej przesiadują okoliczni studenci i zdarza się również tak, że miejscowi twórcy lub po prostu mieszkańcy tej nie małej dzielnicy. Kreuzberg to parki i rzeka, także miejsce zamieszkania imigrantów, ludzi żyjących alternatywnie, wspomnianych wcześniej artystów, to muzea, galerie, sklepy, knajpy i jeśli masz duszę tak zachłanną jak ja, to przyznasz mi, że jest to jedno z piękniejszych miejsc na Ziemi.

PODSUMOWANIE

Mam nadzieję, że ten krótki post sprawił, że zechcesz ruszyć na podbój Berlina, który to w Twoich oczach okaże się być tak niesamowitym, jakim widzę go ja. Jeśli brakuje Ci czegoś w tekście powyżej, to będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz pytanie / komentarz pod postem. Nadszedł czas, w którym zapraszam Was na kilka kadrów z Berlina z lat 2011, 2018 i 2019. Miłego oglądania i zapraszam również na inne moje posty 🙂

Dodaj komentarz