Dolny Śląsk na weekend: Góry Sowie – Wielka Sowa i Jezioro Bystrzyckie

Każdego roku przychodzi taki czas, w którym to każda sobota wypełniona jest od samego świtu. Skoro świt w tygodniu wstają Ci, którzy mają coś do załatwienia, a w weekendy Ci, którzy chcą zobaczyć coś więcej niż codzienną drogę do pracy:) Tak było i w ostatnią sobotę – piękna jesienna pogoda dopisała, więc poranek przyniósł spontaniczną decyzję o ruszeniu na spacer. Kierunek – Góry Sowie, a celem naszym w tym dniu miał być szczyt Wielka Sowa i Jezioro Bystrzyckie. Nad jeziorem zbudowana została kładka dla pieszych, której wcześniej okazji zwiedzać nie miałam gdyż otwarcie jej było w wakacje 2019 roku. My ostatnio byliśmy nad tym jeziorem zimą, na początku roku 2019. Zapraszam zatem do krótkiej relacji i kilku zdjęć 😉

Zdecydowaliśmy się przejechać autem z Wrocławia przez malowniczą trasę od strony Dzierżoniowa i Walimia. Górski krajobraz był urzekający. Przepiękne chaty niczym z obrazka, z niektórych kominów leciał już dym, co na tle mgły i pomiędzy drzewami tworzyło magiczny widok. Minęliśmy zakręt, na którym została ulokowana tablica upamiętniająca tragicznie zmarłego w roku 1993, podczas IX Rajdu Dolnośląskiego, Mariana Bublewicza. Pojechaliśmy dalej, wprost na Przełęcz Sokoła . Po drodze dostrzegliśmy informację, że wieża widokowa na Wielkiej Sowie jest akurat w remoncie, więc … tym lepiej! Miejsce będzie można odwiedzić ponownie 😉 Pomimo, że droga z Wrocławia do Rzeczki, w której ulokowana jest owa miejscówka (zimą jest to miasteczko narciarskie) zajmuje zaledwie 1,5h (niecałe 100km), to ostatnio byliśmy tam przy okazji Festiwalu Reggae w Bielawie ponad 10 lat temu 🙂 Pamiętajcie, że obok jest też szczyt Kaletnica i kompleksy Riese – o jednym z nich wpis możecie znaleźć na moim blogu pod tym linkiem – KLIK TU: http://www.travel.okonasznurku.pl/2020/02/13/podziemne-miasto-osowka-kompleks-riese/

Z okazji takiej, że było wcześnie rano, znaleźliśmy jedno z ostatnich miejsc na darmowym parkingu wzdłuż drogi – płatne miejsca parkingowe znajdują się tuż obok wejścia na szlak, ale nie znam cen, bo byłam tam kupić tylko oscypki 😀 Pierwszy przystanek to Schronisko Górskie „Orzeł” ze swoją „Piwnicą pod Orłem”, w której był podobno bardzo udany Sylwester (nie wiem w którym roku, ale to opowieść przytoczona przez spotkanych na szlaku turystów;) ). W owej piwnicy znajduje się ognisko oraz odbywają się koncerty, min. Renaty Przemyk, a przed samym schroniskiem jest skarpa, na której ulokowany jest punkt widokowy z krzesłem niczym pod Wrocławskim Teatrem Współczesnym na ul. Rzeźniczej, ale nie aż tak wysokim 😀 Kolejny postój, to Schronisko „Sowa” i tu, aż wstyd się przyznać, z racji tego, że lali tam Svijanego ’11, czyli jedno z moich ulubionych czeskich piw, to wróciliśmy po drugie cofając się ze szlaku, a w planach mając zdobycie szczytu 😀 Schronisko „Sowa” – hit – w przyszłym roku kończy 125 lat działalności! U góry znajdują się pokoje, ale cen także nie znam. Ceny jedzenia przystępne – kawa i herbata 5zł, knedliki z czymśtam 😛 za 15zł, a Svijany ’11 lany i w butelce po złotych 10. Pogoda była cudowna, więc i turystów w tym dniu nie brakowało. Widoki…cóż mogę powiedzieć… niczym w Bieszczadach – i to całkiem serio!

Wejście ze Schroniska „Sowa” na sam szczyt Wielkiej Sowy jest krótkie i niezbyt wymagające, nawet po deszczu, którego ślady dostrzec można było jeszcze po drodze. Na górze okazało się, że pomimo trwającego remontu wieży jest pięknie! Malowniczo niczym w norweskich górach, w miejscu gdzie lata temu spadł meteoryt, a gdzie miałam okazję być i zwiedzać w roku 2007. Widok ze szczytu, na góry rozciągające się po okolicy, jest prawie nieosiągalny bez możliwości wejścia na wieżę, ale zaraz za nią znalazłam wyciąg narciarski i piękną łąkę, z której można było po części dostrzec pobliski krajobraz.

Na Wielkiej Sowie znajduje się MINI-BAR (bez alkoholu), ale za to z pamiątkami. Śmieci należy zabrać ze sobą na dół, czyli standardowo, jak to w górach. W mini-barze można zakupić zestaw startowy na ognisko w cenie 20zł, kiełbaskę z pieczywem do samodzielnego usmażenia w cenie 8zł, picie (w tym piwo bezalkoholowe) w różnych cenach i ciasto domowe za 5zł. Na miejscu znajdują się toalety, piękne osłonięte lub tylko zadaszone wiaty, drewniana rzeźba Naprawdę Wielkiej Sowy, kilka miejsc przeznaczonych na ognisko oraz kaplica. W tym miejscu także zaczynają się kolejne szlaki, ale my mieliśmy jeszcze w planach dojazd nad Jezioro Bystrzyckie, więc pospiesznie zeszliśmy na dół. Po drodze nie obyło się bez przystanku na punkcie widokowym pod Schroniskiem „Orzeł”, co pokazywałam Wam już na moim Instagramie – TU KLIK.

Jezioro Bystrzyckie pozostało niezmiennie urokliwym, ale my podjechaliśmy od strony „Plaży”, co było poniekąd błędną decyzją, bo akurat w tym dniu w nabrzeżnym Hotelu Maria Antonina odbywało się wesele. Jakimś cudem udało nam się znaleźć darmowe miejsce parkingowe 😀 Kładka rzeczywiście robi wrażenie i postaram się zobaczyć ją także latem, bo podświetlona daje niesamowity efekt. Zjadłam frytki, napiłam się piwa, czyli standardowo i pojechaliśmy do domu 😀

Tu znajdziecie vlog z tej wyprawy:


A poniżej znajdziecie zdjęcia:

Myślę, że jesień jest idealnym czasem na to żeby zwiedzać zarówno na otwartej przestrzeni jak i wszelkie dobrodziejstwa od wewnątrz. Mówię tu nie tylko o dolnośląskim zakamarkach, ale przede wszystkim, bo to tu właśnie mieszkam i to tu mam „swoje” góry, choć jesień w Bieszczadach z całą pewnością zasługuje na to żeby z niej czerpać w pełnym słońcu! Wpis o Bieszczadach znajdziecie na moim blogu – KLIK TU, a filmy z pobytu w nich na moim KANALE YOU-TUBE KLIK TU. Natomiast film z tej podróży powstanie za czas jakiś, bo materiał, choć krótki, to jest, ale po drodze trzeba nadrobić zaległości wakacyjne! 🙂

Tym razem, jak i za każdym innym, dziękuję Wam za poświęcony czas i zapraszam tu do mnie ponownie ! 🙂

Dodaj komentarz