Województwo lubuskie kojarzy mi się przede wszystkim z festiwalem Pol’and’Rock, który odbywa się corocznie, od prawie 20 lat, w Kostrzynie nad Odrą (tu znajdziesz mój wpis o Festiwalu-KLIK) . Podczas festiwalu, pośród licznych stoisk, znaleźć możemy także to, organizowane przez władze województwa, i które zachęca do odwiedzin województwa oraz zapoznania się z tym pięknym regionem. Przez lubuskie przejeżdżałam głównie w drodze do Szczecina lub Berlina – raz jeden byłam w Łagowie, ale tylko na piwo, a Świebodzin jest mi znany tylko z „Pomnika Chrystusa Króla”, który odwiedziliśmy zaraz po jego uroczystym odsłonięciu w 2010 czy 2011 roku 🙂 W Zielonej Górze byłam kilka razy – również przy okazji winobrania, a Sławę odwiedziłam tylko ze względu na kemping nad jeziorem, ale to stanowczo nie mój klimat. To było dawno.
Podczas pandemii koronawirusa, który zweryfikował wszystkie plany na ten rok, a granice pozostawały jeszcze zamknięte, postanowiliśmy wykorzystać czas na weekend w lubuskim. Festiwal Pol’and’Rock również w tym roku się nie odbył więc to właśnie ten weekend przeznaczyliśmy na zwiedzanie Łagowa, a przy okazji szybki rzut na puste pole do Kostrzyna zrobić pamiątkowe foty (tego posta znajdziesz na moim instagramie – KLIK TU:) ) .
Do Łagowa z Wrocławia dojedziemy pociągiem i autobusem (z przesiadką w Świebodzinie) oraz samochodem, a tu do wyboru mamy 3 trasy. Przykładowo Wrocław -> Legnica (autostradą), a później Nowa Sól i Świebodzin tzw. „eską” czyli trasą szybkiego ruchu. Ze Świebodzina możemy kierować się już bezpośrednio na Łagów, który znajduje się nad jeziorami (Łagowskim i Trześniowskim (Ciecz), z czego to drugie w całości położone jest na terenie Łagowskiego Parku Krajobrazowego).
Do miasteczka dojechaliśmy pod wieczór w piątek, a z racji tego, że kempingi osiągają tam zawrotne ceny (przykładowo 1 noc./2 os./auto, to koszt blisko 140zł – wg mnie to żart!) postanowiliśmy spać na legalnym, miejskim i darmowym parkingu nad jeziorem. Początkowo plan był inny – mieliśmy rozbić namiot na jednej z pustych, dzikich plaż, ale komary stanowczo odradziły nam wybraną miejscówkę;) Na tę noc wybraliśmy darmowy miejski parking przy jeziorze pod Zamkiem Joannitów i jak się szybko okazało nie byliśmy na nim sami. Co do cen, to w tym roku, niestety, na wielu znanych mi jak i również tych nieznanych wcześniej kempingach, ceny osiągają zawrotne wysokości. Jest to podyktowane tym, że ludzie chcą bezwzględnie zarobić na osobach, które w tym roku wybrały kemping np. po raz pierwszy w życiu, właśnie ze względu na pandemię. Oczywiście w Łagowie znajduje się też jeden, tani kemping, na którym nie było miejsca, ale na którym nawet nie chcieliśmy zostać. Tani, to znaczy o stówkę tańszy niż ten drugi, o którym pisałam.
Na ten wyjazd zabraliśmy ze sobą rowery i zaraz po rozłożeniu legowiska w naszej furze, postanowiliśmy ich użyć i przejechać się po miejscowości. Zdjęcia, które tutaj zobaczycie nie przedstawiają typowych miejscówek w Łagowie – takich, które możecie zobaczyć przeważnie w internecie. Jest to pamiątka z naszej trasy rowerowej:)
Choć miasto jest piękne i ma ciekawą historię, to to, co dzieje się na jego ulicach w weekend przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pomijam już tłumy ludzi, którzy nie zachowywali żadnego społecznego dystansu, a w sklepach nie nosili podstawowych zalecanych ochron osobistych (przypominam, że mamy pandemię koronawirusa i szczyt zachorowań na Covid – stan na początek sierpnia 2020r.). Do tego wszystkiego po godz. 22:00 z łagowskich turystów wychodzą największe demony. Na szczęście po tej godzinie jest tylko jedna dyskoteka. Z muzyką o, co najmniej, kilka tonów za głośną, a do tego wódka popijana piwem i kąpiele z kilkoma promilami we krwi. To upewniło mnie, że Łagów choć tak przepiękny i z wieloma możliwościami dla aktywnego turysty, w weekendy jest po prostu turystyczną oazą niskich lotów. Smutne, no przecież w Mielnie nie jesteśmy.
Nowy dzień przyniósł nowe możliwości i postanowiliśmy skorzystać z pięknej pogody. Skoro świt udaliśmy się na pomost po drugiej stronie jeziora i tam postanowiliśmy zjeść śniadanie. To właśnie w tym miejscu mieliśmy spać kolejną noc, jeśli po drodze nic nie znajdziemy. To miejskie, darmowe miejsca postojowe, tuż przy wypożyczalni rowerów wodnych. Na miejscu jest TOITOI, dwa pomosty, miejsce do kąpieli, na piknik i na ognisko. To strona jeziora, która wydaje się być bardziej spokojna niż jej przeciwległa część z knajpami nad samym brzegiem. To również baza wypadowa na piesze, leśne wędrówki oraz początek pustych, dzikich plaż, których, jak wiadomo, pozostało niewiele.
Po śniadaniu przejechaliśmy się na około jeziora, co – ku naszemu zdziwieniu – zajęło nam w sumie prawie 2h ( wraz z przenoszeniem roweru na plecach przez rzekę ;DD ) . Po drodze była kąpiel w lazurze, jaki ma do zaproponowania nam Jezioro Łagowskie i szybka podróż do Kostrzyna na foty 😉 (o tym pisałam powyżej, a zdjęcia znajdziesz na moim INSTAGRAMIE-TU-KLIK) .
Po chwili spędzonej w pustym Kostrzynie stwierdziliśmy, że lubuskie stoi przed nami otworem więc podjedziemy nad Jezioro Lubiąż do Lubniewic. Jakże bardzo myliliśmy się sądząc, że uda nam się tam przenocować. Miejscowość okazała się być tak samo bajkowa jak i całe województwo. Piękny Zamek Książąt Lubomirskich, odnowiona promenada, wiele miejsc piknikowych, sklepików i lodziarni, a do tego to, co lubimy najbardziej czyli darmowe miejsca parkingowe. Niestety. Choć miejsc parkingowych nie brakowało, to miejscowość w okolicy kempingów wydała nam się wysoce niebezpieczna. Głównie za sprawą tego, co widzieliśmy na jednym z miejscowych pól namiotowych. Właściwie na dwóch. W jednym, który sprawiał wrażenie domowego i spokojnego, brama wjazdowa była otwarta, a recepcja zamknięta, co świadczy o tym, że kontroli nad kempingiem nikt w danej chwili chyba nie miał. Po wejściu na drugi kemping zostaliśmy zmierzeni od stóp do głów i w zależności od tego jak wyglądamy podane zostały nam ceny – serio. Pytam ile kosztuje pobyt na jedną noc, na kempingu, że mamy namiot itd., a obsługująca recepcję Pani mówi tak: 40…hmn…czterdzieści złotych… Ja mówię ok, czyli auto za darmo, my po 15, a namiot 40 (żeby się upewnić), a Pani patrzy raz na mnie, raz na mojego męża i mówi …40…hmn…50…pięćdziesiąt złotych.
Serioooooo?! Polsko! Wstydź się! Z ciekawości poszliśmy zobaczyć kemping, ale oboje wiedzieliśmy, że na nim nie zostaniemy. Był bardzo ładny, natomiast zapchany na full, a miejsca, które nam proponowali pod namiot, za te 50, a właściwie to 80 i bóg wie ile jeszcze złotych, okazały się być klepiskami pomiędzy ciasno ustawionymi domkami lub przy betonowym placu zabaw dla dzieci. Serio! Do tego dowiedzieliśmy się, że w knajpie na plaży akurat dzisiaj gra dj. Choć ceny w knajpie były, powiedzmy, umiarkowane, to towarzystwo wysoce specyficzne. Pan z obsługi, przyjechał po nas na Segway’u i wydawał się być lekko wstawiony. Nie wiem czy to fakt, że miał ze sobą butelkę piwa (chyba nisko lub bezalkoholowego), czy to, że był mocno spieczony słońcem sprawiły, że tak go odebraliśmy.
Prawda jest taka, że do miasteczka przylegają jeszcze dwa inne jeziora, zdecydowanie mniej oblegane przez turystów, ale cała sytuacja mocno nadwyrężyła nasze nerwy i chcieliśmy najzwyczajniej w świecie stąd uciekać. Wróciliśmy do Łagowa.
Na miejscu, które wybraliśmy na drugi nocleg, byli również inni ludzie – busem. O tym miejscu pisałam już wcześniej – przy okazji śniadania na pomoście. To był teren przy wypożyczalni rowerów wodnych, którego część zabudowy stanowiły pensjonaty należące do Zarządu Wędkarskiego. Pan, który okazał się być (chyba) zarządcą tego miejsca rozpalił nam ognisko, w miejscu do tego przeznaczonym i teoretycznie moglibyśmy siedzieć przy nim całą noc. Poszliśmy na pomost żeby w spokoju odpocząć i wypić jakieś piwko. Było spokojnie, miło i bardzo przyjemnie oglądało się „tamtą” część Łagowa, która tej nocy również postanowiła nie spać.
Podsumowując: całe województwo lubuskie jest przepiękne, właściwie o każdej porze roku. Serdecznie zachęcam żebyście odwiedzili tamtejsze jeziora, lasy, pola i łąki oraz czerpali energię z piękna przyrody. Niestety nie wiem gdzie można zatrzymać się na noc żeby zaznać trochę spokoju. Szczególnie będąc z wymagającymi dziećmi, bo oprócz miejsc, które opisałam, wynajem pokojów czy przyczep był bardzo drogi. Jak wiadomo – nie każdy chce spać w aucie. Jeśli macie busa lub kampera, to sprawa jest znacznie prostsza. Nam dopisywała pogoda więc przywiezione rowery mogliśmy na noc przypiąć do drzewa, a stolik i krzesełka spokojnie rozstawiliśmy, jak to zwykle ma miejsce, przy otwartej klapie od auta. Natomiast jeśli padałby deszcz tych wieczorów, to nie wiem, czy rozciągnięcie daszka między drzewami nie stanowiłoby już problemu.