To nie będzie wpis z serii tych, w których możecie znaleźć informacje „co warto zobaczyć w Gdańsku latem i zimą”. To jest całkowicie subiektywna, sentymentalna podróż w głąb mnie samej. Jeśli chcecie dowiedzieć się czemu Gdańsk jest magiczny, to najpierw przeczytajcie ten wpis, a później szukajcie w internecie atrakcji i miejsc w Gdańsku, które chcielibyście odwiedzić, a zapewniam, że jest ich sporo.
Gdańsk, to mój drugi dom. Od kilkunastu lat bywam w Gdańsku kilka razy w roku i za każdym razem po wyjeździe odczuwam niedosyt. Trafiłam tam przez przypadek (niczym do Paryża – serio!) i tak samo bardzo przepadłam. Nie będę ukrywała, że nie jest to do końca bezpieczne miasto, tak samo zresztą jak i całe Trójmiasto. Nie będę też ściemniać, że jest ono piękne w każdym calu. Biedniejsze dzielnice robotnicze, niektóre całkiem zapomniane, dopiero od kilku lat podnoszą się z czasów, które pamiętają jeszcze dni świetności Stoczni Gdańskiej. Bezrobocie, marazm i marzenia o zmianie otaczającego świata, przy tym bez chęci ruszenia palcem, dopada tam niektórych, a to właśnie ich zobaczyć możemy najczęściej, podczas powolnych wędrówek po gdańskich zakamarkach.
Oprócz morza (dosłownie) turystów, które przelewa się przez Gdańskie Stare Miasto w okresie wakacyjnym, to, co najpiękniejsze, czyli architekturę, zasłania także Jarmark Dominikański organizowany corocznie w obrębie ścisłego centrum miasta. Prawdę mówiąc od niego również się uzależniłam 🙂 Teraz mogę porównać to do miłości, takiej naiwnej, młodzieńczej, do tęsknoty za szaleństwem.
Jarmark kiedyś, to było nic innego jak stragany z chińskimi zabawkami, ale przyznać muszę, że z każdym rokiem jest coraz więcej stoisk z polskim rękodziełem oraz np. stoiska gastronomiczne, w tym wyroby z Wilna, włoskie oliwki lub kaszubskie przysmaki. Ja pamiętam jeszcze czasy gdy szczekające pluszowe pieski wyskakiwały na nas zza każdego rogu i min. to chciałam widzieć przyjeżdżając do Gdańska…naprawdę:)
Z drugiej strony Gdańsk, to także miłość do ostoi, pięknego, cichego campingu na skraju lasu. Setki pustych leśnych ścieżek przecinających się w każdą stronę i prowadzących nas w odległe, dzikie zakątki, których jak wiadomo obecnie trzeba szukać ze świeczką.
Miłość do Gdańska, to bardziej uzależnienie. Tęsknota za zgiełkiem wielkiego miasta, w którym zaledwie kilka przystanków tramwajem dzieli nas od plaży. Tu znowu rozbieżność, bo plaża jest przecież nad Zatoką Gdańską, a nie otwartym morzem, ale to mi wystarczy. Odwiedzam ją tylko wcześnie rano biegając i wieczorem. Chcę widzieć światła miasta tworzące łunę nad stoczniowymi żurawiami, chcę słyszeć Port Gdański, który pracuje non stop, a jednostajny dźwięk cofających wózków widłowych z kontenerami dostarcza mi mega radość. Tego nie mam na co dzień i dokładnie to chcę oglądać i słyszeć. Przy zachodzie słońca widzę statki w ogromnej ilości wpływające za wielki portowy falochron. Szum drzew za plecami, z mewami (kocham mewy), latającymi nad głową, koją moje nerwy. Tęsknię za sztormem i piaskiem, który na wieczór oddaje swoje ciepło.
W Gdańsku czuję się wolna – oczywiście na pozór. To wszystko przez to, że wytworzyłam sobie obraz beztroski, czasu, który mogę poświecić tylko sobie i swojej rodzinie. Miejsce idealne, które wymyśliłam, bo przecież idealne nie jest. Chyba umiałam się do niego dopasować albo zaakceptowałam to, jakie ono jest. Kochając kogoś również zakochujemy się w obrazie, w tym, co widzimy, co dana osoba chce żebyśmy widzieli. Później dostrzegamy prawdę, rzeczywistość. Odkrywamy karty w momencie, kiedy z letargu i nicnierobienia stajemy na nogach, a kolejne dni stawiają przed nami kolejne problemy. To od nas zależy czy będziemy chcieli zmienić to, co widzimy i jaki mamy na to wpływ, czy pokochamy to, co zostało nam dane. Znalazłam miejsce, w którym chcę przebywać, pomimo jego niedoskonałości. Nauczyłam się dostrzegać w nim tylko to, co pozytywne, to co mnie cieszy i to, co sprawia, że jestem szczęśliwa.
Gdańsk, to nie tylko plaża i Stare Miasto nazywane przez miejscowych „Gdańskiem Głównym”. Gdańsk to także zima, podczas której więcej czasu spędzamy wewnątrz więc warto także przyjrzeć się bogatej ofercie kulturalnej, tym bardziej, że jest w czym przebierać. Teatr Wybrzeże, liczne galerie, muzea i knajpki, a w grudniu Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy.
Gdańsk to także Trójmiasto. Dla mnie stanowi pewnego rodzaju całość, choć niespójną. Dla miejscowych to trzy całkowicie inne miasta (Gdańsk, Sopot, Gdynia), połączone ze sobą SKM-ką (Szybką Koleją Miejską). To bardzo ciekawe jak sprawnie możemy poruszać się pomiędzy tymi miejscami i tylko bystre oko dostrzeże, że jesteśmy już w innym mieście. Prawda jest taka, że to naprawdę są trzy różne miasta, a każde z nich ma swój inny, niepowtarzalny klimat, w który warto się wgłębić. Każde warte odwiedzenia na minimum jeden cały dzień i przynajmniej raz podczas pobytu w okolicy.
Gdańsk to także historie – oprócz Gdańskiej Stoczni (w tym Lecha Wałęsy – Prezydenta Wolnej Polski) także morderstwo Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (zm. 19.01.2019r.) i cały szereg wspomnień, których nie sposób wymazać z kalendarza historii Polski.
Gdańsk to również przerażające widoki: rozkopane przez bursztynowych szabrowników wydmy, a na nich wyrobiska tak wielkie, że zwierzyna znajdująca się w ich środku nie jest w stanie samodzielnie się wydostać. To korki na drogach, dziurawe ulice, rozklekotane tramwaje, kontrolerzy biletów, bezdomne psy, złodzieje, wiatr i deszcz. To miasto jak każde inne, a jednak tak bardzo różniące się i uzależniające od innych. To Gdańsk – mój ukochany Gdańsk.