Dolny Śląsk na weekend: Sztolnie Kowary – Kopalnia Liczyrzepa oraz zima w czeskich Karkonoszach

Dla tych, którzy tęsknią za śniegiem i chcą wykorzystać zimową aurę do maksimum, powstał kolejny tekst z serii ” Dolny Śląsk na weekend” – tym razem zaczynamy w Sudetach – zapraszam na podróż naszymi szlakami.

Wstaliśmy tradycyjnie o godz. 5:00 żeby nie tracić z dnia ani minuty, tym bardziej dlatego, że dni są jeszcze krótkie – mamy luty. Pogoda była dziwna – słońce za chmurami, ale na szczęście nie wiało. Na zdjęciach widać zmieniający się klimat trasy – to niesamowite! Na miejscu, w Kowarach, byliśmy o godzinie 9:00 żeby kupić bilety na wejście o godz. 10:00. Zaraz jak wyszliśmy z samochodu zaświeciło słońce, które pozostało z nami aż do późnego wieczoru… Poniżej trasa z Wrocławia przez Kamienną Górę do Kowar.

Zdjęcia wykonane telefonem #Xiaomi #Mimax3.

Mamy bilety – jest słońce i jest moc:) Informacje na temat Kopalni Liczyrzepa znajdziecie na stronie: https://www.jeleniastruga.pl/sztolnie/o-nas Od punktu kasowego, przy którym znajduje się także bezpłatny parking, do miejsca „zbiórki” – wejścia do kopalni jest jakieś 500 metrów pod górkę. Nie chcę żebyście sugerowali się tym, co teraz napiszę, ale asfaltowa droga pod ową górkę, na której znajduje się Hotel z toaletą dostępną dla zwiedzających, była tak oblodzona, że nawet górskie buty nie dawały rady i musieliśmy iść lekko poboczem. Godzinę później, gdy wyszliśmy ze zwiedzania, po lodzie na asfalcie nie było śladu, bo stopniał on w iskrzącym słońcu, jednak lód na parkingu stał się tylko bardziej niebezpieczny. Przy zakupie biletów i pozwolenia na fotografowanie poinformowałam Panią, która sprzedawała bilety, że już samo wjechanie autem na ich parking graniczyło z cudem (bez łańcuchów), bo był on jedną wielką taflą lodu. Pani pozostała niewzruszona, choć ostrzeżeń nie było nigdzie 🙂 Być może miała gorszy dzień, być może to ich stała praktyka. Tego nie wiem, ale jeśli w ogóle wrócę kiedyś w to miejsce – jest to też baza wypadowa na szlaki – to na pewno zrobię to o innej porze roku. Swoją drogą „pozwolenie na fotografowanie”, to koszt 5zł. i szczerze powiem, że już dawno, zarówno w Polsce jak i za granicą, nie widziałam konieczności wnoszenia takich opłat.

Tak wygląda radość z faktu, że udało mi się podejść pod górę po oblodzonym asfalcie;)
Hotel, w którym znajduje się toaleta dla zwiedzających, a przed nim również płatny parking – dla tych, którzy nie czują się na siłach żeby podejść od kasy te 500m.
pozwolenie na fotografowanie – Sztolnie / Kopalnia Liczyrzepa, Kowary.

Przy wejściu standardowo otrzymujemy kaski ochronne, a przewodnik jest licencjonowany, ale co do jego charyzmy osoby odwiedzające to miejsce mają pewne zastrzeżenia czego dowiedziałam się z internetowych opinii 🙂

Historia miejsca jest jest oczywiście bardzo ciekawa, ale sam fakt, że wydobywali tam Uran, który był i jest wykorzystywany również, jak i nie przede wszystkim, w celach niezgodnych z moim światopoglądem i w celach, na które nie daję przyzwolenia, pozostawia po sobie niesmak.

Organizator zadbał o dobrą reklamę przy wyjściu ze sztolni.

Po wyjściu ze sztolni postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Karpacza żeby dowiedzieć się czy o tej porze roku można kupić serki inne niż z te produkowane z mleka krowiego. Takiej opcji nie ma o tej porze roku w Zakopanem, ale w Karpaczu nam się udało. Niestety Karpacz, w którym jako dziecko spędzałam dużo czasu (mój dziadek mieszkał w Jeleniej Górze i dość często na ferie zimowe go odwiedzałam) przywitał nas harmidrem, tłumami, zepsutym parkomatem oraz pijanymi „od wczoraj” ludźmi. Alkohol lubimy, ale miks tego, co powyżej sprawił, że uciekliśmy szybko w poszukiwaniu śniegu. Pojechaliśmy dalej i wyżej, tzn. do Czech, w rejony Malá Úpa.

Główna ulica w Karpaczu.
Główna ulica w Karpaczu.
Pani ulepiłam podobiznę krasnala z reklamy na elewacji budynku – był mega, a Pani najwidoczniej miała MEGA TALENT!

Z Horní Malá Úpa pojechaliśmy do Dolní Malá Úpa – parking 200KC/dobę, a miejsc nie było wcale. Chyba tylko dzięki temu, że wpadliśmy jednym kołem w mega dziurę i musieli nas wypychać nie tylko Panowie z parkingu, ale również inni turyści sprawiło, że dla nas miejsce się znalazło;) Na pytanie dlaczego mają wielką, niezabezpieczoną i nieoznaczoną dziurę przy wjeździe na parking usłyszeliśmy, że „to nie moja dziura” : D Serio?! Spacer po zaśnieżonej okolicy zajął nam godzinkę i postanowiliśmy wrócić wyżej, w sumie w stronę domu, żeby w Horní Malá Úpa pójść do browaru i coś zjeść.

Pivovar / Browar / Trautenberk

O browarze Trautenberk słyszałam tylko złe opinie dotyczące obsługi, a wszystko to potwierdziło się na miejscu. Usprawiedliwiając ich napiszę tylko tyle, że być może tak, jak pani w kasie przy sztolniach, oni również mieli zły dzień. Jeśli interesuje Was coś więcej na ten temat, to poczytajcie w internetach 🙂 Szczerze, to warto tam wpaść, bo piwo mają naprawdę pyszne, a ich klasyczna 11 oraz IPA 14 pojechały z nam także do domu. Prawda, że mają śliczne beczułki ? Niestety plastikowe, ale zostały z nami jaki wiszące donice do kwiatków na balkon.

W tym miejscu, choć turystów było jeszcze więcej, bo jest to oprócz bazy narciarskiej także punkt wypadowy min. na Śnieżkę, udało nam się zaparkować za darmo, na ulicznym parkingu, który istnieje w tym miejscu tylko zimą. Bardzo uważajcie na to czy na pewno parkujecie w wyznaczonych miejscach, bo wszyscy pozostali mieli blokady na kołach, a policja była obecna cały czas na miejscu.

Po obiedzie w jednym z nielicznych barów (ostatni w wiosce jadąc od strony Przełęczy Okraj, zaraz przy piekarni) który swoją drogą okazał się najbardziej przyjemny, choć tak samo drogi jak pozostałe, stwierdziliśmy, że przygód na ten dzień wystarczy.

Czas wracać. Nie wiem co takiego mają w sobie przejazdy kolejowe i zachody (lub wschody) słońca odbijające się w lusterkach aut, ale zawsze wprowadzają mnie w melancholijny nastrój. Was również? 🙂 Do miłego!

Dodaj komentarz